Klub Wodny Żabi Kruk

Stowarzyszenie Kultury Fizycznej "Klub Wodny Żabi Kruk" aktualnie zrzesza około 40 osób. Jest członkiem Polskiego Związku Kajakowego. Działalność statutowa gdańskiego klubu ma charakter NON-PROFIT i obejmuje wspieranie i upowszechnianie kultury fizycznej i sportu. Przejawia się ona w nauce i doskonaleniu umiejętności pływania kajakiem każdego typu. Pływamy po wodach nizinnych i górskich. Kajakarzy z Żabiego Kruka można także spotkać na morskich wodach Zatoki Gdańskiej.

Ponadto na przystani klubu można skorzystać z usług wypożyczalni kajaków i zobaczyć Gdańsk z kajaka. 

Część I

Klubową wyprawę do Szwecji zaczęliśmy planować już jesienią, czyli pół roku wcześniej. Z uwagi na okolicę, w której chcieliśmy pływać, przygotowania były bardzo drobiazgowe. Musieliśmy liczyć się z tym, że przez pewien czas będziemy odcięci od cywilizacji. Obawialiśmy się też nagłych załamań pogody.

Renifery przemieszczają się stadami, nie boją się nawet ruchu drogowego

Renifery przemieszczają się stadami, nie boją się nawet ruchu drogowego

Piękne widoki rozciągają się ze zboczy górujących nad jeziorami Szwecji.

Piękne widoki rozciągają się ze zboczy górujących nad jeziorami Szwecji.

Kajakarzom nie brakuje dobrego humoru mimo trudów podróży
Nie brakuje nam dobrego humoru mimo trudów podróży

Piątek, 16 lipca, to długo oczekiwana chwila, ruszamy! O godz. 21.00 prom rzuca cumy, a my wypływamy do Karlskrony. Na miejsce docieramy następnego dnia, teraz musimy pokonać 900 km samochodem, aby dotrzeć do miejsca startu. W drodze towarzyszy nam deszcz, dopiero w okolicach Tannas przestaje padać. W kilku miejscach zatrzymujemy się, żeby przepuścić przechodzące przez drogę stada reniferów. Czasami są to grupki kilku osobników, a czasem kilkudziesięciu. Wiele zwierząt jest oznakowanych plastikowymi opaskami na szyi. Wreszcie około godziny 23.00 docieramy na start naszego spływu w Karingsjon. Nawet o północy jest jasno jak w dzień. Jesteśmy prawie na 63 stopniu szerokości geograficznej, tzn. że od koła podbiegunowego dzieli nas kilka stopni. Czyżbyśmy niepotrzebnie zabierali ze sobą latarki?

 

W niedzielę rano pakujemy cały nasz dobytek do kajaków. Jak zwykle przy pierwszym pakowaniu, na spływie panuje straszny zamęt. Pogoda jest zmienna. Na przemian świeci słońce i pada deszcz. Jesteśmy gotowi do wypłynięcia dopiero o godz. 15.00! Mimo to ruszamy na pierwszy etap. Krajobraz pojezierzy szwedzkich jest zupełnie odmienny od naszych rodzimych. Nad jeziorami górują skały i karłowate drzewa.

Wkrótce dopływamy do przenoski. Tu zgodnie z planem czeka nas osiemsetmetrowa przeprawa po skałach w górę, a później w dół. Wykorzystanie wózków jest niemożliwe i musimy wypakować bagaże z kajaków. Dziewczyny noszą cały dobytek, a panowie transportują kajaki. W końcu dopływamy do biwaku, umiejscowionego na sporym wzniesieniu. Wieczorem podziwiamy piękny "prawie zachód" słońca. Chowa się ono na kilka minut pod linię horyzontu, by podnieść się po chwili.

W poniedziałek znów musimy nosić kajaki. Nie wiemy już, czy więcej płyniemy, czy chodzimy, ale humory nam dopisują. Wreszcie znów jesteśmy na wodzie. Mijamy wyspę i dwie małe kamieniste przeprawy między jeziorami. Widoczne są duże spadki, walczymy z nurtem bystrzejszym między głazami, w końcu poddajemy się i wysiadamy z kajaków. Trzeba je holować, brodząc w nurcie. To nie koniec problemów - docieramy do miejsca, gdzie nie można już nawet brodzić. Za mało tu wody, a spadek rzeki jest zbyt duży. Decydujemy się na lądowanie i do jeziora Rogen docieramy piechotą. Po drodze atakują nas mrówki, które dotkliwie gryzą. To dzięki nim przeprawa przez górski las odbywa się dość sprawnie, bo gdy na chwilę się przystanęło, kąsały niemiłosiernie.

Docieramy do małej polanki nad brzegiem jeziora Rogen, a dokładnie jego zatoki Rodviken. Decydujemy się płynąć dalej, mimo późnej pory. Podziwiamy wieczorne widoki. Na jeziorze mijamy zdziwionych naszą obecnością turystów-wędkarzy w kanadyjkach. Prawdopodobnie nie widzieli tu nigdy tak dużej grupy kajakarzy. Przed północą lądujemy na malowniczo położonym, skalnym biwaku. Rozbijanie namiotów na kamieniach jest nie lada wyzwaniem! Na szczęście ciemności nie zapadają i możemy urządzać się, korzystając z dobrodziejstwa białej nocy.

Wtorek to dzień wolny od kajaków. Musimy odpocząć po ciężkiej przeprawie na Rogen. Chodzimy na wycieczki w góry. Nasi wędkarze próbują łowić ryby. Podziwiamy formy skalne i roślinność górską. Dzień jest chłodny, a wieczór deszczowy. Białe noce bardzo ułatwiają nam życie, ponieważ nie trzeba się spieszyć z powodu zapadającego zmroku - on po prostu nie zapada. Wieczorem odbywa się impreza urodzinowo-imieninowa. Siedzimy do późna, śpiewając i rozmawiając przy ognisku. Jesteśmy zmęczeni dwoma dniami spływu, a nasz komandor chytrze się uśmiecha. Czyżby miał coś w zanadrzu? Pogoda się zmienia, wieje wiatr, chyba idzie front.

W środę budzi nas wzmagający się wiatr szarpiący namiotami. Tafla jeziora rozkołysała się tak, że pojawiły się fale z białymi grzywaczami. Zdecydowaliśmy się pozostać i spędzić kolejny dzień na skalnym biwaku. Przeprawa wyładowanymi kajakami w takich warunkach może być groźna. To dla nas kolejny dzień odpoczynku. Po południu wiatr na chwilę łagodnieje. Grupa śmiałków decyduje się na wycieczkę kajakami w stronę granicy z Norwegią. Przygotowaniom towarzyszą spore obawy i emocje. Płyniemy ustalonym szykiem wzajemnie się asekurując. Jest prawie tak jak na morzu. Wielkie fale przelewają się przez kajaki. Wiatr targa nami, a woda zalewa oczy. Niestety, nie udało nam się dotknąć skał Norwegii, mieliśmy je już prawie na wyciągnięcie ręki, ale musieliśmy wracać, gdyż wiatr zaczął się niebezpiecznie wzmagać. Jeśli warunki nie zmienią się, trzeba będzie zrezygnować z dalszej części wyprawy. Osoby z mniejszym doświadczeniem mogą nie dać rady. Wieczorem odwiedziło nas dwóch norweskich wędkarzy, którzy również zeszli z wody. Zaprosiliśmy ich do ognia. Opowiedzieli nam o występujących w okolicy rosomakach. To niepozorne zwierzę budzi respekt nawet wśród niedźwiedzi.

Czwartek nie przyniósł zmiany pogody, nadal wieje. Nowicjusze mają mieszane uczucia, ale nie ma wyjścia, płyniemy dalej. Formujemy zwarty szyk, tak jest bezpieczniej. Po drodze robimy przystanki dla uspokojenia skołatanych nerwów, ale i tak strach zagląda nam w oczy. Nadciągają ciemne chmury. Lądujemy w miejscu przeprawy na jezioro Han. Czeka nas ponad kilometrowy pieszy dystans, ale tym razem nie po skałach, lecz po podmokłym torfowisku. Nosiliśmy bagaże, zapadając się po kolana w wodnistym dywanie roślinności. Niedogodności wynagradzają nam ciekawe okazy flory: malina moroszka oraz rosiczki. Kilkakrotnie zalewa nas nawałnica deszczu. Jedna z chmur przynosi grad, który niemiłosiernie siecze po odkrytych ramionach i łydkach. Na szczęście docieramy do tafli kolejnego jeziora, to koniec przeprawy. Słońce chyli się ku linii horyzontu i robi się zimno. Przepływamy niewielki dystans i lądujemy na leśnym biwaku. Dzisiejszy dzień ostro dał się nam we znaki. Jesteśmy zmoknięci i wychłodzeni.

Piątek wita nas słońcem i piękną pogodą. Naszym wędkarzom udaje się złowić pięknego, niemal trzykilogramowego szczupaka. To znakomita nagroda za trudy poprzednich dni! Dzisiejszy etap zaczynamy od przenoski na jezioro Karingsjon, z którego rozpoczynaliśmy nasz spływ. Przenoska jest dobrze zorganizowana, kajaki można przeciągać po przygotowanych do tego celu deskach. Po kilkusetmetrowym dystansie wreszcie wodujemy się na jeziorze. Chłoniemy piękno dzikiej przyrody. Dopiero teraz doceniamy jej piękno. To pierwszy i jedyny etap z tak piękną pogodą. Wreszcie dopływamy do mety spływu. Pakujemy się do samochodów i wyruszamy na południe. Po pokonaniu około dwustu kilometrów samochodami, wieczorem znajdujemy camping w Klappen. To miłe zderzenie z cywilizacją. Prysznic, prąd, WC... Kładziemy się spać, rano część z nas wróci do Karlskrony, a pozostali popłyną dalej. Tak kończy się pierwszy tydzień naszej wyprawy.

Artykuł opublikowany na portalu www.trojmiasto.pl

 

Część II

W sobotę rano wyruszamy na południe do prowincji Varmland nad rzekę Klaralven. Po przejechaniu samochodami około 300 km znajdujemy start spływu w miejscowości Syssleback.

Rzeka jest tu bardzo szeroka i niesie wielkie masy wody. Widać duży spadek, ale nie słychać bystrzy. Jutrzejsza pogoda zapowiada się niepewnie. Z jednej strony niebo jest ładne, ale z drugiej nadciągają chmury.

Rano wodujemy się na rzekę. Klaralven jest szeroka ale zachowuje górski charakter. Płyniemy ustalonym szykiem trzymając się nurtu. Podziwiamy górski krajobraz trochę inny od tego nad Rogen. Niestety chwilami siąpi drobny deszcz. Po jakimś czasie napotykamy na kolejne spadki i zwężenia. Bezpiecznie pokonujemy dwa spore bystrza, które zrobiły wrażenie na nowicjuszach. Kiedy przemierzyliśmy znaczny odcinek, rzeka zmieniła swój charakter i rozlała się szeroko ale nadal widoczny był spadek. Rozlewisko wyglądało jak pochyłe jezioro. Na wodzie mijaliśmy miejscową atrakcję - tratwy z ustawionymi na nich namiotami. Turyści pozdrawiali nas machaniem, robili zdjęcia i dziwili się, że w taką niepogodę wiosłujemy przed siebie. Przemoknięci dopłynęliśmy do biwaku pod wyciągiem narciarskim, na którym znajdowała się drewniana wiata. Ten mały daszek sprawił nam wielką ulgę chroniąc przed kolejnym deszczem. Mimo braku pogody humory dopisywały. Wieczorem długo siedzieliśmy przy ognisku susząc mokre rzeczy i śpiewając wszystkie znane nam piosenki. Dzień zakończyliśmy optymistycznie

Poniedziałek wita nas deszczem. Zwijamy mokre namioty, pakujemy się i płyniemy dalej. Przed nami drugi (ostatni) etap na rzece Klaralven. Podziwiamy piękne krajobrazy. Gdybyśmy mogli podziwiać je w pełnym słońcu na pewno byłyby jeszcze piękniejsze. Niestety ciągle pada drobny deszczyk chwilami zamieniający się w mżawkę. Całe niebo zasnute jest deszczowymi chmurami. Rzeka płynie szeroko, ale widać spadek, więc woda niesie dość szybko. Całkowicie przemoczeni dopływamy do kempingu. Decydujemy się na wynajęcie domków. Okazuje się, że to wspaniały pomysł. Nie musimy rozbijać mokrych namiotów. Kierowcy jadą po samochody żeby jutro przenieść się na rzekę Rottnan. Z przyjemnością korzystamy z wynalazków cywilizacji takich jak prysznic i WC. Po jakimś czasie wyłączamy ogrzewanie w domkach ponieważ odzwyczailiśmy się już od cieplarnianych warunków.

 

 

We wtorek budzimy się we wspaniałych humorach. Świetnie się spało - takie zderzenie z cywilizacją to miła odmiana. Deszcz przestał padać, zza chmur nieśmiało wychyla się słońce. Suszymy namioty i ubrania. Krzątamy się, jemy śniadanie i pakujemy do samochodów w pełnym słońcu. To chyba żart! Już drugi raz robi się słoneczna pogoda, kiedy pokonujemy etap samochodami. Zatrzymujemy się w Torsby. Zwiedzamy miasteczko, piszemy kartki pocztowe do rodziny i przyjaciół, jemy pyszne lody. Na koniec uzupełniamy zapasy żywności i odjeżdżamy w kierunku norwesko-szwedzkiej granicy na początek szlaku rzeki Rottnan gdzie znajdujemy miejsce biwak.

 

Rano spotyka nas bardzo miła niespodzianka. Niebo jest niebieskie, świeci słońce i chyba naprawdę będzie ciepło. Pakujemy bagaże i wyruszamy w pełnym słońcu. Rzeka na początku jest dość szerokim, płytkim strumieniem. Wije się pomiędzy wzniesieniami, migocząc refleksami wody na kamieniach. Płyniemy z nurtem. Gdzieniegdzie znajdują się drobne przeszkody w postaci pni czy mielizn, które omijamy. Po jakimś czasie w naszym strumieniu pojawia się więcej wody, staje się on szerszy i bardziej rozlany. Mijamy jeziora, podziwiamy odbicia krajobrazu w gładkiej tafli wody. Na jednym z jezior robimy przerwę na kąpiel i zbieranie jagód. To pierwsza nasza kąpiel na tym letnim spływie ;) Niestety na niebieskim niebie widać haczykowate chmury, które wróżą nadejście frontu. Wkrótce znów będzie padać dlatego korzystając z dzisiejszej dobrej pogody decydujemy się płynąć aż do wieczora. Długo poszukujemy miejsca na biwak ale jest jeszcze jasno. Wreszcie około 21.00 znajdujemy go i lądujemy. Aż nie chce się wierzyć, że jutro znów ma być deszcz. Zabezpieczywszy namioty, bagaże i wiatkę z plandeki przed deszczem kładziemy się spać.

Zgodnie z prognozami w czwartkowy ranek budzi nas deszcz. Całe niebo jest zasnute chmurami i wygląda, że wody w tych chmurach wystarczy na kilka dni. Decydujemy się pozostać na biwaku. Pada cały dzień z małymi przerwami. Po południu, między zrywami deszczu udało nam się iść do lasu na grzyby. Zebraliśmy dość pokaźną ilość, akurat na obiad dla naszej grupy. Dzisiejsze menu było bardzo związane z tym co znaleźliśmy w lesie. Na obiad smażone grzyby z cebulką, a na deser kisiel z jagodami - pycha! Gdyby nie ta woda lejąca się z nieba byłoby idealnie. Wieczorem wszyscy zbieramy się pod wiatką i śpiewamy przy akompaniamencie gitary. Naszemu muzykowaniu towarzyszy rytmiczne kapanie kropli deszczu.

Padało całą noc. Rano deszcz trochę zelżał, ale nie przestawał kropić. Dziś musimy wypłynąć, żeby dotrzeć na metę spływu i zdążyć do Karlskrony na prom. Na szczęście we środę pokonaliśmy duży dystans i dziś pozostało już niewiele. Deszcz popadywał nieustannie. Płyniemy szeroką, rozlaną rzeką aż dopływamy do rozlewiska. Jesteśmy blisko mety w pobliżu tamy elektrowni w Edeback. Niebawem lądujemy na mecie naszego szwedzkiego spływu. To już koniec. Przed nami teraz już tylko samochodowy etap lądowy. Pakujemy mokre bagaże i kierujemy się na południe w poszukiwaniu noclegu. W nocy udaje nam się znaleźć kemping w pobliżu wielkich jezior Vanern i Vattern. Na szczęście już nie pada, ale dość mocno wieje. Mimo ciemności bardzo sprawnie rozbijamy mokre namioty, które zaczynają schnąc na nocnym wietrze. Zasypiamy od razu.

Późnym popołudniem w sobotę dotarliśmy do Karlskrony. Kilka godzin spędziliśmy na zwiedzaniu miasta, po czym zaokrętowaliśmy się na promie. Tu mogliśmy korzystać z dobrodziejstw cywilizacji do woli. Najbardziej oczekiwanym elementem była kolacja. Mimo wspaniałego wyżywienia na spływie z wielkim smakiem raczyliśmy się owocami morza, mięsami, sałatkami, deserami i winami.

 

W niedzielny poranek prom przycumował do nabrzeża w Gdyni. Jesteśmy w domu. Jedziemy jeszcze do klubu odwieść kajaki. Tam robimy śniadanie, czyścimy kajaki i suszymy namioty. Mimo trudów wyprawy wszyscy uczestnicy wrócili wypoczęci i zadowoleni.

Opisała: Jola Frankowska

Klub Wodny Żabi Kruk Gdańsk - czyli Kajaki w Trójmieście.

tel.: 58 305 73 10
email: biuro@zabikruk.pl