Morski Półmaraton Kajakowy 3 Mola to najmłodsza impreza Żabiego Kruka. Po tym jak wyczerpała się formuła Gdańskiego Festiwalu Kajakowego potrzebowaliśmy czegoś nowego, ale o podobnym charakterze. Jak to zwykle bywa w naszym klubie, Jarek Wolny zupełnie spontanicznie rzucił pomysł - i tak powstały 3 Mola... A tak naprawdę to Jarek wziął się ostro do roboty. Włączył do pracy klika osób, pozyskał partnerów i sponsorów, zrobił trochę szumu medialnego i zaczęło się kręcić.
Okoliczności i entuzjazm sprzyjały realizacji tego pomysłu. Wydawało nam się, że impreza morska o sportowym charakterze (wyścigi) powinna wzbudzić zainteresowanie, ponieważ będzie inna niż większość imprez kajakowych, które odbywają się na rzekach i jeziorach. Tak się też stało. W pierwszej edycji w 2010 roku wzięło udział około 90 osób. W głównym wyścigu na dystansie półmaratonu oraz w krótkim wyścigu wystartowało łącznie ponad 30 kajakarzy oraz około 20 uczestników w plażowych imprezach towarzyszących.
Start półmaratonu wyznaczono przy molo w Gdańsku - Brzeźnie. Mijając molo w Sopocie należało dopłynąć do mola w Gdyni Orłowie, gdzie na wysokości klifu należało minąć boję oznaczającą punkt nawrotu i wrócić tą samą drogą do mety przy molo w Gdańsku - Brzeźnie.
Ocena naszej debiutanckiej imprezy przekroczyła najśmielsze oczekiwania.
Oto jedna z opinii. Jerzy Świtek, ceniony instruktor kajakarstwa napisał na klubowej liście dyskusyjnej:
Było i morsko, i wietrznie. Chwilami nawet za bardzo. Szczególnie, gdy samotnie człowiek zmagał się z brzydkimi falami i tylko gdzieś na horyzoncie ratownicy udawali, ze widzą co się ze wszystkimi podopiecznymi dzieje. A tak naprawdę to myślę, że pływali tylko po to, aby zdjęcia przestraszonym nieszczęśliwcom robić. Bo co innego im pozostało skoro nikt nie chciał z ich pomocy korzystać. Samotnie, bo konkurenci mieli ten sam problem z utrzymaniem się w stanie pozornej równowagi. Zresztą rozpierzchli się wszyscy po całej zatoce. Na punkt nawrotu jedni próbowali dotrzeć przez Jastarnię inni przez Sopot. Całe szczęście, że zupka gorąca była - palce lizać, ale niech sobie kuchara nie myśli, że kropelka tej pyszności wystarczała chłopu, który po 22 km morskiej przygody chciał nadwątlone siły odbudować - gdyby to jeszcze jakieś obrzydlistwo było...
Jarku dzięki za zorganizowanie tej imprezy. Niech żałują Ci co sądzili, że to taka sobie klasyka kajakowa i uznali, że nie warto płynąć znając warunki pływania tylko z pozycji plażowicza i do tego posiadający zupełnie mierne pojęcie o kajakarstwie morskim. A przecież, nawet przy tej pięknej pogodzie jaka nam towarzyszyła, kilka kilometrów od plaży mieliśmy przedsmak tego czym różni się kajakarstwo morskie od górskiego nie wspominając o nizinnym. Myślę, że w kolejnych edycjach już nikogo nie będzie dziwiła kontrola niezatapialności kajaka przed startem
Podsumowując: było super, tylko dlaczego dzisiaj wszystkie gnaty mnie bolą? (JŚ)